królowi czeskiemu. Razem chowali się w dzieciństwie, i wtedy już przyjaźń takie puściła między nimi korzenie, że teraz musi rozrastać się w gałęzie. Odkąd wiek dojrzalszy i wymagania królewskiej godności rozerwały ich towarzystwo, ich spotkania, choć nie osobiste, po królewsku były zastąpione przez wymianę darów, listów i poselstw przyjaznych, tak, że choć nieprzytomni zdawali się żyć razem, podawać sobie ręce przez morza i ściskać się, że tak powiem, z przeciwnych kończyn wiatrów. Niech niebo miłość ich zachowa!
Archid. Zdaje mi się, że niema na ziemi ani dość złośliwości, ani przyczyn, któreby ją zmienić były w stanie. — Niewypowiedzianą macie pociechę w waszym młodym księciu Mamilliuszu: jest to pan większych nadziei, niż kiedykolwiek widzieć mi się zdarzyło.
Kamillo. W zupełności podzielam twoje o nim zdanie. Szlachetne to dziecię poddanych wśród cierpień pociesza, stare serca odświeża. Ci, którzy na kulach chodzili, nim się urodził, pragną żyć, aby go mężem jeszcze zobaczyć.
Archid. A gdyby nie to, czy umarliby chętnie?
Kamillo. Gdyby nie znaleźli innej wymówki, dla której żyćby pragnęli.
Archid. Gdyby król nie miał syna, pragnęliby żyć na kulach, dopókiby się go nie doczekał. (Wychodzą).
Polix. Już dziewięć przemian niebios wodnej gwiazdy
Pasterz naliczył, jak tron jest nasz pusty,
A gdyby równie długie znów miesiące
Zbiegły, mój bracie, na mem dziękczynieniu,
Jeszczebym w końcu twój piękny kraj rzucił
Wiecznym dłużnikiem: dlatego, jak zero