Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/189

Ta strona została przepisana.
—   179   —

W liczby Wysokiem postawione miejscu,
Jednem: dziękuję, tysiąckroć pomnażam,
Go przed niem stoi.
Leontes.  Wstrzymaj dziękczynienia;
Będziesz je spłacał w godzinę rozstania.
Polix.  Więc jutro, królu. Dręczy mnie obawa,
Co wypaść może w mej nieobecności.
Bodaj w mej ziemi wiatr nie powiał ostry,
I przeczuć moich nie sprawdził boleśnie!
Zbyt długo, królu, ciężarem ci byłem.
Leontes.  Możem znieść więcej, niźli ty nałożyć.
Polix.  Muszę powracać.
Leontes.  Chociaż tydzień jeszcze.
Polix.  Nie, królu, jutro.
Leontes.  To choć czas rozdzielmy:
Ale dalszego nie zniosę oporu.
Polix.  Błagam cię, królu, nie nalegaj dłużej;
Niema języka na tej wielkiej ziemi,
Który od twego łatwiejby mnie skłonił;
Anibym teraz twej odmówił prośbie,
Choć z własną krzywdą, gdyby trzeba było;
Lecz interesa do domu mnie ciągną.
Broniąc mi tego, miłością mnie chłostasz.
Mój pobyt tylko kłopotem dla ciebie;
Przez wzgląd dla obu, bywaj zdrów, mój bracie!
Leontes.  Niema królowo, przemówże nakoniec.
Hermiona.  Chciałam, o panie, milczenie zachować,
Ażby ci przysiągł, że nie może zostać.
Wszystkie twe prośby nazbyt zimne były.
Powiedz, żeś pewny, iż w czeskich dzielnicach
Wszystko bezpieczne, o tem zapewniają
Wczorajsze wieści, a gdy to mu powiesz,
Jego najlepszą odbierzesz mu twierdzę.
Leontes.  O, Hermiono, dobrześ powiedziała.
Hermiona.  Jeśli królowi za synem jest tęskno,
To ma swą wagę; ale to niech wyzna,
Niech to przysięże, a puścisz go wolno,
My kądzielami stąd go wypędzimy.