Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/192

Ta strona została przepisana.
—   182   —

Słodkim całunkiem pognasz nas mil tysiąc,
Nim jedno staje wymęczysz ostrogą.
Mym dobrym czynem ostatnim ta prośba,
Gdzie jest czyn pierwszy? jeśli cię rozumiem,
On ma starszego brata; o, daj Boże,
By imię jego było: przebaczenie!
Raz jeden wprzódy mówiłam do rzeczy?
Kiedy? jak pragnę dowiedzieć się, kiedy?
Leontes.  Podówczas, kiedy trzy gorzkie miesiące
Zatruły prawie na śmierć moją duszę,
Nim otworzyłaś twoją białą rękę,
Na znak miłości dałaś ją i rzekłaś:
Królu, na wieki odtąd jestem twoją.
Hermiona.  A, to prawdziwie było przebaczenie.
Niech i tak będzie; wiedzcie więc, panowie,
Dwa tylko razy mówiłam do rzeczy:
Raz, by na zawsze zyskać króla męża,
Raz, na dni kilka króla przyjaciela

(Daje rękę Polixenesowi).

Leontes  (na str.). To za gorąco! Tak mieszać uczucia,
Jest to krew mieszać. Czuję tremor cordis,
Serce mi skacze, lecz nie, nie z radości.
Uprzejmość może świadków się nie lękać,
W wylaniu serca czerpać poufałość,
W granicach przecie niewinności zostać.
Nie wątpię o tem, wiem, że to być może:
Lecz ściskać dłonie, ale szczypać palce,
Jak oni teraz, uśmiechać się sztucznie,
Jak do zwierciadła, wzdychać znowu potem
Jak sarna, kiedy od postrzału ginie,
Tego nie lubi moja myśl ni czoło. —
Ha, Mamilliuszu, jestżeś moim synem?
Mamil.  Jestem, mój ojcze.
Leontes.  Tak myślisz? Zaprawdę.
O, ty mój gaszku! Skąd nos twój czerwony
Mówią, że nos twój mego wierną kopią.
Mój kapitanku, kto dał ci w nos byka?
Unikaj byków: byki rogi noszą.