Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/194

Ta strona została przepisana.
—   184   —

Mego dziecięcia, nagle mi się zdało,
Żem się w tył cofnął lat dwadzieścia i trzy,
W moich zielonych aksamitnych majtkach
Biegałem wesół z sztyletem stępionym,
Aby ozdoba, jak się często dzieje,
Szkodną nie była. Myślałem, jak wtedy
Byłem podobny do tego migdałka. —
Słuchaj, czy wziąłbyś za siekierkę kijek?
Mamil.  Nie, ojcze, raczej biłbym się za swoje.
Leontes.  Biłbyś się? Boże, daj ci dnie szczęśliwe!
Bracie, czy kochasz swego królewicza,
Jak my naszego?
Polix.  Kiedy jestem w domu,
On jest mych zabaw i myśli przedmiotem;
To moim wrogiem, to mym przyjacielem,
Moim dworakiem, żołnierzem, statystą;
On mi dnie lipca na grudniowe skraca;
On szczebiotaniem myśli moje leczy,
Które inaczej krewby mi zwarzyły.
Leontes.  Szlachcic ten przy mnie ten sam sprawia urząd.
Pójdę z nim teraz, a ciebie, mój królu,
Twym poważniejszym zostawiamy krokom.
Bądź mu uprzejmą, luba Hermiono,
Wszystko, co drogie, niech dlań tanie będzie,
Po tobie bowiem i po tym łotrzyku
On pierwsze prawo do mego ma serca.
Hermiona.  Jeżeli zechcesz połączyć się z nami,
Będziem czekali na ciebie w ogrodzie.
Leontes.  Idźcie, gdzie chcecie, znajdę was, dopóki
Niebo nad wami. — Teraz ryby łapię,
Choć nie widzicie, gdzie zapuszczam wędkę.

(Na stronie, patrząc na Polixenesa i Eermionę).

Więc dalej, dalej! Jak swe trzyma usta!
Jak obróciła dziobek swój ku niemu!
Ach, jak naprzeciw powolnego męża
W śmiałość się zbroi!

(Wychodzą: Polixenes, Hermiona i Dwór).

Już się oddalili.