Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/198

Ta strona została przepisana.
—   188   —

Abym ich zaraz szablą tą nie skarcił.
Niech zginę, królu, ale nigdy jeszcze
Mniej ci przystojnych słów nie wymówiłeś.
Ich powtórzenie byłoby występkiem
Czarnym, jak dzieło słowa sprawdzające.
Leontes.  Więc nic są szepty, lic do lic zbliżenie,
Nic ust całunki, mieszanie oddechów?
Nic śmiech przerwany głębokiem westchnieniem,
(Znak nieomylny łamiącej się wiary)
Nóg zakładanie, krycie się po kątach?
Nic chęć przemiany godzin na minuty,
Południa w północ? nic żywe pragnienie,
By wszystkich oczy bielmem zaleciały,
Ażeby mogli grzeszyć niewidziani?
Czyli dla ciebie i to nic nie znaczy?
Więc świat ten niczem, niczem co na święcie,
Niczem to niebo i czeski król niczem,
Niczem ma żona, w tem niczem nic niema,
Jeśli to niczem.
Kamillo.  O, dobry mój królu,
Racz się wyleczyć z tych chorych przywidzeń,
Wyleczyć spiesznie, bo są niebezpieczne.
Leontes.  To niech i będą, skoro są prawdziwe.
Kamillo.  Nie, nie, mój królu!
Leontes.  Są, są, a ty kłamiesz,
Ty kłamiesz, kłamiesz! Jak cię nienawidzę!
Jesteś nikczemnym, podłym niewolnikiem,
Zawsze gotowym wszystkiemu pobłażać.
Oko twe razem złe i dobre widzi,
I obu sprzyja. Gdyby krew mej żony
Była popsuta tak, jak jest jej dusza,
Padłaby trupem przed godziny końcem.
Kamillo.  Kto, o mój królu, kto uwiódł jej duszę?
Leontes.  Ten, co ją nosi na szyi jak medal —
Monarcha czeski. Gdyby moi słudzy
Wierni mi byli, otwierali oczy
Tak na mój honor jak na swoje zyski,
Toby spełnili, coby przeszkodziło