Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/206

Ta strona została przepisana.
—   196   —

1 Pan.  Jego powaga, królu, która często
Była potężną jak twoje rozkazy.
Leontes.  Wiem o tem dobrze. — Przywiedźcie tu dziecię.
(Do Hermiony) Cieszę się, pani, żeś go nie karmiła,
Bo choć w swej twarzy rysów mych ma ślady,
Ty w żyłach jego twej krwi masz za wiele.
Hermiona.  Cóż to jest? żarty?
Leontes.  Wynieście stąd chłopca,
Niechaj się odtąd nie przybliża do niej.
Wynieście chłopca! Niech się ona bawi
Z dziecięciem, które w łonie swojem nosi,
Bo ojcem jego jest król Polixenes.
Hermiona.  Ja mówię: nie jest, i przysięgnę na to,
A ty, jakkolwiek do przeczenia skłonny,
Uwierzysz mojej przysiędze.
Leontes.  Panowie,
Na twarz jej wasze obróćcie źrenice,
A jeśli oczy powiedzą: „jak piękna“!
Serc sprawiedliwość waszych niechaj doda:
„Co za nieszczęście, że cnotliwą nie jest“!
Sypcie pochwały na zewnętrzną postać,
Bo ich jest godna, lecz zaraz ruch ramion,
Lub ha! stłumione, te malutkie piętna
W ustach potwarzy, ale nie, zbłądziłem,
W ustach litości, bo potwarz się rzuca
Tylko na cnotę — to ha! ten ruch ramion,
Po słowie „piękna“! drogę wam zaskoczy,
Zanim dodacie: „i cnotliwa razem“.
Bo wiedzcie o tem, wiedzcie z ust człowieka,
Którego prawda najboleśniej rani,
Że Hermiona jest cudzołożnicą.
Hermiona.  Gdyby to słowo wyrzekł nędznik jaki,
Najgorszy nędznik na tej wielkiej ziemi,
Za toby słowo większym był nędznikiem:
Ale ty, panie, tylkoś się omylił.
Leontes.  I ty, o pani, tylko przez omyłkę
Za Leontesa wzięłaś Polixena.
O! ty istoto, której nie chcę nazwać