Paulina. Bądź dobrej myśli; przysięgam, ja stanę
Pomiędzy tobą a niebezpieczeństwem. (Wychodzą).
Leontes. Snu ani chwili, we dnie ani w nocy
Słabością serca uledz tak cierpieniu —
Tak jest, to czystą byłoby słabością,
Gdyby nie żyła słabości przyczyna.
Na jej połowę — na cudzołożnicę —
(Bo król nierządnik uszedł mojej ręki
I wszystkich spisków przez zemstę natchnionych),
Na nią przynajmniej mogę hak zarzucie.
Gdy ją grób połknie lub ogień pochłonie,
Odzyskam może pół mego pokoju.
Kto tam?
Dworz. Mój królu —
Leontes. Jakie zdrowie chłopca?
Dworz. Noc miał spokojną i mamy nadzieję,
Że słabość jego dziś się przesiliła.
Leontes. Patrz, na szlachetność małego chłopięcia!
Jakgdyby czując matczyną niesławę,
Pochylił główkę i siły utracił,
Do swego serca hańbę jej przyczepił,
Wyrzekł się śmiechów, snu i apetytu,
I sechł widocznie. Zostaw mnie samego,
A spiesz do księcia. (Wychodzi Dworzanin).
Precz, precz myśli o nim!
Myśl sama zemsty, tą szukanej drogą,
Tylko mnie groźna. Sam przez się potężny,
A potężniejszy przez związki i przyjaźń
Niech tak zostanie, przyjdzie może pora
Na niej przynajmniej pomscijmy się teraz!
On i Kamillo śmieją się dziś ze mnie,
I urągają się boleściom moim;