Z czaszki wytrącę. Rzuć dziecię to w płomień,
Bo ty twą żonę, ty na mnie nasłałeś!
Antygon. Nie ja, mój królu; przytomni panowie,
Moi szlachetni w służbie twej koledzy,
Gdy zechcą, mogą mnie usprawiedliwić.
1 Pan. Królu, on żony przyjścia tu nie winien.
Leontes. Wszyscyście kłamcy!
1 Pan. Błagam cię, mój królu,
Naszym wyznaniom racz lepszą dać wiarę.
Zawsze uczciwą nieśliśmy ci służbę,
Teraz cię, królu, na klęczkach błagamy,
Jako nagrodę za nasze usługi
Przeszłe i przyszłe, wyrok twój odwołaj,
Bo jest okrutny, bo jest straszny, krwawy,
I straszne skutki pociągnie za sobą.
Wszyscy klękamy — (klękają).
Leontes. Mamże jak piórko z każdym chwiać się wiatrem?
Mamże doczekać, aż bękart ten klęknie,
I ojcem swoim zwać się mnie odważy?
Lepiej niech teraz spłonie, niżbym potem
Miał ją przeklinać. — Lecz nie, niechaj żyje,
Jest inny sposób. — (Do Antyg.) Zbliż się tu, szlachcicu,
Ty, co tak czule z damą Małgorzatą,
Małżonką twoją, pracowałeś nad tem,
By życie tego bękarta zachować,
Bo, że bękartem jest, tak jestem pewny,
Jak jestem pewny, że twa broda siwa —
Coś gotów zrobić, aby ją ocalić?
Antygon. Wszystko, mój królu, co zdolność potrafi,
Szlachetność każe: wszystko jestem gotów;
Resztki krwi mojej z rozkoszą przeleję,
Aby niewinne życie jej zachować,
Wszystko, co można, wykonam.
Leontes. Więc dobrze,
Lecz pomnij, jedna jota niespełniona
Jest śmiercią twoją, twej bezczelnej żony,
Której na teraz przebaczam zuchwałość.
Na twoją lenną polecam ci wiarę,
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/218
Ta strona została przepisana.
— 208 —