Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/227

Ta strona została skorygowana.
—   217   —

Małe to grzechy przy straszniejszych zbrodniach
Rzuceniu córki na pożarcie krukom,
Na śmierć lub nędzę, chociażby sam szatan
Z płonących oczu łzy wprzódy uronił,
Nimby na takie odważył się dzieło;
Ani na ciebie bezpośrednio spada,
Że w piersiach księcia uczucie honoru,
Wysokie myśli w duszy młodocianej
Rozdarły serce, które pojmowało,
Że głupi ojciec drogą hańbił matkę;
O! nie, nie za to zdać musisz rachunek,
Lecz za ostatnią — a wy, gdy wymówię,
Biada! wołajcie — królowa, królowa —
To słodkie, drogie stworzenie — umarła!
A zemsta jeszcze nie spadła nań z nieba!
1 Pan.  Broń nas od tego, niebieska potęgo!
Paulina.  Tak jest, umarła; przysięgam, umarła!
Jeśli nie wierzysz, idź słowa me sprawdzić.
Jeśli jej licom, oczom blask przywrócisz,
Żyłom jej ciepło, a oddech jej piersiom,
Będę jak bogom służyć ci na ziemi.
Lecz ty, tyranie, zbrodni twych nie żałuj,
Bo dla nich niema żalu ni pokuty,
I jedna tylko zostaje ci rozpacz.
Nie, tysiąc kolan lat dziesięć tysięcy,
Nagie, na nagiej krzemienistej skale
Klęcząc wśród zimy i wśród wiecznej
Jeszczeby źrenic bożych ku twej stronie
Zwrócić nie mogły!
Leontes.  Mów dalej! mów dalej!
Nigdy zbyt wiele powiedzieć nie możesz,
Bo zasłużyłem, by wszystkie języki
Słowa goryczy wymierzyły na mnie.
1 Pan.  Przestań! Cokolwiek wydarzyć się mogło,
Śmiałością mowy obraziłaś króla.
Paulina.  Żałuję tego. Gdy błąd popełniłam,
A wiem o błędzie, nie wstydzę się żalu.
Zbyt mnie niewieścia uniosła gwałtowność,