Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/231

Ta strona została przepisana.
—   221   —

tości, lecz zaczekam, póki mój syn nie wróci; przed chwilą dawał mi znaki. Hop! hop!
Pajac  (wchodząc). Hop! hop!
Pasterz.  Co? tak blizko? Jeśli chcesz widzieć rzecz, o której mówić jeszcze będziesz, kiedy umrzesz i zgnijesz, przybliż się. Co tobie?
Pajac.  Widziałem dwa takie widowiska na lądzie i na morzu — Lecz nie mogę powiedzieć na morzu, teraz bowiem wszystko jest niebo: między morze a firmament nie wsadziłbyś końca szpilki.
Pasterz.  Powiedz chłopcze, co takiego?
Pajac.  Chciałbym tylko, żebyś był widział, jak się dąsa, jak szaleje, jak brzegi zalewa. Ale to nie należy do rzeczy. O, bolesne krzyki biednych ludzi! To ich widzisz, to znowu tracisz z oczu; raz okręt bodzie księżyc koronnym masztem, to znów ginie wśród piany i drożdży, jakgdybyś w beczkę korek rzucił. A teraz co do lądowej służby — widzieć, jak niedźwiedź szarpał jego łopatkę, słyszeć, jak wołał do mnie biedak o pomoc i powiedział, że się nazywa Antygon, że jest szlachcicem. Lecz skończmy naprzód z okrętem; widzieć, jak morze go połknęło, lecz naprzód słyszeć, jak biedne dusze ryczały, a morze z nich się śmiało, i jak biedny szlachcic ryczał, a niedźwiedź śmiał się z niego, a oba ryczeli głośniej od morza i burzy.
Pasterz.  Przez Boga żywego! kiedy się to stało, chłopcze?
Pajac.  Teraz! teraz! Jeszcze nie mrugnąłem okiem od czasu, jak wszystko to widziałem. Ludzie nie ostygli jeszcze pod wodą, a niedźwiedź nie skończył jeszcze obiadować na szlachcicu; zajada go jeszcze.
Pasterz.  Co za szkoda, że mnie tam nie było! byłbym uratował staruszka.
Pajac.  A ja żałuję, żeś nie był przy okręcie, aby go uratować, tylko że tam twoja litość nie miałaby podstawy.
Pasterz.  Straszne wypadki! straszne wypadki! Ale patrz tylko, chłopcze. Czy widzisz? Ty spotykasz umierających, ja nowonarodzonych. To mi widok dla ciebie! Patrz tylko! Sukienka jakby na szlacheckiem dziecku. A tam