Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/237

Ta strona została przepisana.
—   227   —

Autol.  O, ratuj mnie, ratuj! obedrzej choć te łachmany, a potem śmierć! śmierć!
Pajac.  Biedna duszo, tobie trzeba raczej więcej wdziać łachmanów, niż zrzucać te, które masz na sobie.
Autol.  O, panie, obrzydliwość ich obraża mnie więcej, niż plagi, które odebrałem, a były silne — miliony!
Pajac.  Biedny człowieku! Milion plag, to nie żarty.
Autol.  Odarli mnie, panie, i zbili mnie, moje pieniądze i ubiór zabrali, a włożyli na mnie obrzydłe te rzeczy.
Pajac.  Piechur czy kawalerzysta?
Autol.  Piechur, słodki panie, piechur.
Pajac.  Prawda, musiał to być piechur, sądząc po łachmanach, które ci zostawił; jeśli to ma być płaszcz kawalerzysty, płaszcz ten siarczyste przebył tarapaty. Daj mi rękę, wstać ci pomogę. Dalej, daj rękę!

(Podnosi go).

Autol.  Och, dobry panie, ostrożnie! Och!
Pajac.  Niestety, biedna duszo!
Autol.  Och, dobry panie, ostrożnie! dobry panie. Zdaje mi się, panie, że moja łopatka wywichnięta.
Pajac.  Próbuj, czy możesz utrzymać się na nogach.
Autol.  Powoli, dobry panie (kradnie mu sakiewkę) Dobry panie, powoli! Miłosierną oddałeś mi przysługę.
Pajac.  Czy ci potrzeba pieniędzy? mam tu kilka groszy dla ciebie.
Autol.  Nie, dobry, słodki panie, nie; proszę cię, panie, nie. Mam krewnego o trzy ćwierci mili, do którego właśnie szedłem, on da mi pieniędzy i wszystkiego, na czem mi zbywa. Nie ofiaruj mi pieniędzy, błagam cię, bo mi zakrwawiasz serce.
Pajac.  Co to był za rodzaj człowieka ten rozbójnik?
Autol.  Był to człowiek, panie, któregom widział włóczącego się z olejkami; wiem, że służył kiedyś u księcia, lecz nie mogę powiedzieć, dobry panie, dla której z cnót swoich był, jak tego jestem pewny, kijami z dworu wypędzony.
Pajac.  Dla jakiego ze swoich występków, chcesz zapewne powiedzieć. Niema cnót, któreby kijami z dworu