wypędzano; kochają tam cnotę i chętnie zatrzymują, choć prawda, że zatrzymać nie mogą.
Autol. Występków, chciałem powiedzieć, panie. Znam go dobrze. Potem wodził małpy; potem był woźnym i komornikiem; potem pokazywał w jasełkach historyę marnotrawnego syna i wziął za żonę córkę druciarza o milę od wioski, w której mieszkam i w której leżą moje posiadłości, a przebiegłszy niejedną łotrowską profesyę, osiadł wkońcu na oszustwie. Niektórzy nazywają go Autolikus.
Pajac. Precz z tym rzezimieszkiem! na moje życie, to złodziej! Chodzi po odpustach, jarmarkach i hecach niedźwiedzich.
Autol. Prawda, panie, ten sam, panie, ten sam; ten to oszust tak mi się przysłużył.
Pajac. Niema tchórzliwszego łotra w całych Czechach. Gdybyś tylko był spojrzał z góry i plunął na niego, zaręczam ci, byłby drapnął.
Autol. Muszę ci się przyznać, mój panie, że i ze mnie zuch niewielki; z tej strony ubogie moje serce, a przysiągłbym, że wiedział o tem dobrze.
Pajac. Jakże ci teraz?
Autol. Słodki panie, daleko lepiej, niż było; mogę utrzymać się na nogach i chodzić. Muszę więc pożegnać się z tobą, dobry panie, i zwolna wlec się ku domowi mojego krewnego.
Pajac. Mamże cię wyprowadzić na drogę?
Autol. Nie, piękny panie, nie, słodki panie.
Pajac. Więc bywaj zdrów! Idę po korzenie na strzyż naszych owiec.
Autol. Szczęść ci Boże! słodki panie. (Wychodzi Pajac). Twoja kieska nie dość gorąca na kupno korzeni. I ja też będę na waszej strzyży. Jeśli ta pierwsza sztuka nie pomoże mi do wypłatania drugiej, a strzygacze nie pokażą się baranami, niech mnie z naszej listy wykreślą, a wciągną do księgi cnoty.
Dalej twą ścieżką, dalejże w cwały,
Płot niech nie wstrzyma podróży!