Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/242

Ta strona została przepisana.
—   232   —

A tak więc sztuka, o której powiadasz,
Że chce naturze dodawać, jest sztuką.
Natury samej. Czyliż, piękne dziewczę,
Nie szczepim słodszej płonki na pniu dzikim,
W podlejszej korze szlachetniejszym pączkiem
Budząc owoce? Przyznasz, to jest sztuka,
Która poprawia, przemienia naturę,
Ale ta sztuka sama jest naturą.
Perdyta  Prawda.
Polix.  Więc napełń ogródek twój lakiem,
I odtąd, proszę, nie zwij go bękartem.
Perdyta.  Nigdy się grzędy mej nie dotknę rydlem,
By jednę laku gałązkę zasadzić.
Jak nie chcę, gdybym malowała lice,
Żeby ten młodzian mówił, że to pięknie,
I że dla różu miłości mej szukał.
To kwiaty dla was: gorąca lawenda,
Mięta i cząber, wonny majeranek,
Kaczyniec, co się kładzie spać ze słońcem,
I z słońcem oko płaczące otwiera;
Wszystkie te kwiaty średniego są lata,
I ludziom wieku średniego przystoją.
Jeszcze raz szczerem pozdrawiam was sercem!
Kamillo.  Gdybym był jedną owcą z twojej trzody,
Rzuciłbym trawę, a karmił się okiem.
Perdyta.  Takbyś wnet wysechł, że wiatry styczniowe
Na wskróśby mogły przez ciebie przewiewać. —
A ty, mój piękny, piękny przyjacielu,
Ach, czemuż nie mam kilka wiosny kwiatów,
Aby je zbratać z twego życia wiosną!
(Do Wieśniaków) I dla was także.
(Do Wieśniaczek) I dla was, me siostry,
Na których świeżych, zielonych gałązkach
Czysty, dziewiczy rozwija się pączek!
O Prozerpino! gdzie kwiaty, twą dłonią
Z Plutona wozu w trwodze poronione?
Powrót jaskółki przedzące narcyzy,
Które pięknością zwodzą wiatr kwietniowy;