Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/249

Ta strona została przepisana.
—   239   —

taniec, o którym dziewczyny powiadają, że jest bigosem podrygów, dlatego, że one nie mają w nim udziału; ale im się zdaje, że taniec ten, jeżeli się nie wyda za gwałtowny ludziom, którzy nie znają nic prócz walca, będzie arcyzabawny.
Pasterz.  Precz z nimi! Już i tak mieliśmy dosyć głupich figlów. Wiem, panie, że was fatygujemy.
Polix.  Tych tylko fatygujesz, którzy nam rozrywkę przynoszą. Proszę cię, pozwól wejść tej poczwórnej trójce pasterzy.
Sługa.  Jedna z tych trójek, jak powiada sama, tańczyła przed królem, a najgorszy z nich skacze dwanaście stóp i połowę, pod miarę.
Pasterz.  Skończ twoją gadaninę. Skoro się to podoba moim zacnym gościom, powiedz, niech wejdą. Śpiesz się tylko.
Sługa.  Czekają u drzwi na rozkazy.

(Wychodzi; po chwili wraca z dwunastu Wieśniakami przebranymi za Satyrów. Tańczą i wychodzą).

Polix.  O! ojcze, z czasem więcej będziesz wiedział.
(Na str.) Czy już nie zaszły rzeczy zbyt daleko?
Czas ich rozdzielić. Cn prosty i szczery.

(Głośno do Floryzela, który przechodzi)

Piękny pasterzu, serce twoje pełne
Myśl twą odrywa od zabaw i tańca.
Kiedym był młody, a jak ty się kochał,
Kochance mojej darów nie szczędziłem;
Z jedwabnych skarbów odarłbym kramarza,
I wszystko złożył u stop jej w ofierze.
Tyś nic nie kupił i pójsc mu dozwolił.
Gdyby kochanka chciała cię oskarżyć
O brak miłości lub szlachetnej myśli,
Nie bardzo łatwo znalazłbyś odpowiedź,
Jeżeli tylko przychylność jej cenisz.
Floryzel.  O, panie, ona nie dba o drobnostki.
Podarki, których ode mnie wymaga,
Są w sercu mojem troskliwie zamknięte;
Jej są własnością, choć ich nie oddałem.