Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/251

Ta strona została przepisana.
—   241   —

Polix.  Powoli tylko, pasterzu, powoli.
Powiedz mi, proszę, czy masz jeszcze ojca?
Ploryzel.  Mam; i cóż z tego?
Polix.  Czyli wie on o tem?
Floryzel.  Ani wie o tem, ni wiedzieć powinien.
Polix.  Ja przecie myślę, że w dzień ślubu syna
Ojciec przy stole najwłaściwszym gościem.
Powiedz mi, proszę, czy ojciec twój stary
Jest już niezdolny do poważnych myśli?
Czy nie ogłupiał przez wiek i choroby?
Czy rozpoznaje ludzi? mówi? słyszy?
O interesach własnych czy rozprawia?
Czy go o łoże kalectwo rzuciło?
Czy działa, jakby do dzieciństwa wrócił?
Floryzel.  Nie, dobry panie, ojciec mój jest zdrowy,
Silniejszy niźli wielu w jego wieku.
Polix.  A więc przysięgam na białą mą brodę,
Że tym postępkiem ojca twego krzywdzisz,
Święte synowskie łamiesz obowiązki.
Słuszna, by syn mój sam wybierał żonę,
Lecz równie słuszna, ażeby i ojciec,
Którego szczęście całe w dzieciach leży,
W ważnej tej sprawie do rady należał.
Floryzel.  Wszystko przyznaję; ale są przyczyny,
Choć mi ich odkryć teraz nie wypada,
Dla których sprawę tę przed ojcem taję.
Polix.  Powiedz mu o niej.
Floryzel.  Nie mogę powiedzieć.
Polix.  Powiedz mu, proszę.
Floryzel.  Nie, nie chcę, nie mogę.
Pasterz.  Powiedz mu, synu, gdy wybór twój pozna,
Żadnej do smutku nie znajdzie przyczyny.
Floryzel.  Nie, nie, nie mogę. — Wy bądźcie świadkami
Naszego ślubu.
Polix.  Będziemy świadkami
Twego rozwodu, ty młody paniczu, (odkrywa się)
Którego synem moim nazwać nie śmiem.
Dziedzicu berła, kij pasterski wziąłeś!