Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/252

Ta strona została przepisana.
—   242   —

Ty, stary zdrajco, jakże ubolewam,
Że kości twoje śląc na szubienicę,
Tylko o tydzień skrócę twoje życie!
A ty, ty świeża, piękna czarownico,
Coś pewno znała królewskiego głupca,
Z którym się łączysz —
Pasterz.  Biedne serce moje!
Polix.  Piękność twą każę cierniami podrapać,
Zrobić uboższą nad stan twój ubogi.
Ty, czuły chłopcze, jeżeli się dowiem,
Że wzdychasz jeszcze za tem pieścidelkiem,
Od mej korony ciebie wydziedziczę,
Ani cię uznam krwi mojej pokrewnym,
Jakbyś pochodził od Deukaliona.
Pamiętaj o tem! Nat dwór wracaj z nami!
Na teraz, chamie, choć gniew nasz zbudziłeś,
Od jego strasznych uwalniam cię ciosów.
Ty, czarodziejko, dość godna pastucha,
I tego, który wart twoim być mężem,
Gdyby i o nasz nie szło także honor,
Jeśli mu kiedy twą klamkę otworzysz,
Albo do twoich przyciśniesz go piersi,
Pomnij, tak straszną śmierć dla ciebie znajdę,
Jak jesteś czułą! (Wychodzi).
Perdyta.  Na wieki zgubiona!
Nie drżałam przecie; bo już chciałam nieraz
Wprost mu powiedzieć, że to samo słońce,
Które nad jego pięknym dworem świeci,
Przed chatą naszą oblicza nie kryje,
Lecz równie jasnem patrzy na nią okiem.
(Do Floryzela) Ty, młody panie, proszę cię, racz odejść.
Przepowiedziałam, jak się to zakończy.
Błagam cię, pomnij na stan swój wysoki.
Marzenie moje, gdym się raz zbudziła,
Nie będzie dłużej w myślach mych królować, —
Lecz pójdę owce me doić, i płakać.
Kamillo.  Co ci to, ojcze? Przemów wprzód, nim umrzesz.
Pasterz.  Nie mogę mówić, ani mogę myśleć,