Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/256

Ta strona została przepisana.
—   246   —

Z twoją księżniczką, skoro nią być musi;
On ją przystroi jak godną spólniczkę
Twojego łoża. Zda mi się, że widzę,
Jak swe ramiona otwiera Leontes;
Wita cię, płacząc, i od ciebie, syna,
Jakby od ojca błaga przebaczenia,
Całuje ręce świeżej twej księżniczki;
Po krótkiej walce gniewu a dobroci,
Pierwszy potrąca na samo dno piekła,
Gdy druga w piersiach jego chyżej rośnie
Niż czas, lub myśli.
Floryzel.  Zacny mój Kamillo,
Jakiż dam pozór moim odwiedzinom?
Kamillo.  Powiedz, że ojciec twój, król cię przysyła
Z pociechy słowem, słowem pozdrowienia.
A sposób, w jaki masz z nim postępować,
Co masz powiedzieć, jak w ojca imieniu,
O rzeczach tylko nam trzem dziś wiadomych,
Obejmę pismem, w którem ci wyłożę,
Co masz i kiedy w jaki mówić sposób,
By się nie spostrzegł, ale ciągle myślał,
Żeś przyniósł z sobą ojca twego piersi,
I mówisz, jakbyś w sercu jego czytał.
Floryzel.  Dzięki ci! w słowach twoich jest nadzieja.
Kamillo.  Krok ten przynajmniej więcej obiecuje,
Niż bieg szalony po wodach bezdrożnych,
Brzegach, o których nie marzyłeś dotąd,
Na których tylko nędza cię czekała,
A pośród smutków jedyną pociechą
Nadzieja ciągle gorzko zawodząca;
Gdzie wierną jedna zostanie kotwica,
A i tej służbą będzie to najlepszą,
Że cię zatrzyma, gdziebyś nie chciał zostać.
Wszak wiesz, że szczęście miłości jest węzłem;
Miłość i serce i świeże jej lica
Zmienia niedola.
Perdyta.  W tem część tylko prawdy.
W niedoli, prawda, lica poblednieją,