Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/261

Ta strona została przepisana.
—   251   —

Pajac.  Daj tylko Boże, żebyśmy go znaleźli w pałacu.
Autol.  Choć nie jestem uczciwym z natury, jestem nim czasem z wypadku. Wsadźmy do kieszeni kramarską brodę. (Zdejmuje fałszywa brodę) Cóż to, chamy? gdzie idziecie?
Pasterz.  Do zamku, z przeproszeniem wielmożnego pana.
Autol.  Co tam macie za interes? co? z kim? co to za zawiniątko? miejsce waszego pobytu? imię i nazwisko? wiek? majątek? wychowanie? wszystko, o czem wiedzieć należy? mówcie!
Pajac.  Panie, jesteśmy prości ludzie.
Autol.  Wierutne kłamstwo; jesteś krzywy i połamany. Tylko żadnych kłamstw, bardzo proszę! Kłamstwo tylko kupcom przystoi, którzy nas kłamstwem nieraz oszukują, a my im za nie płacimy bitymi talarami, zamiast płacić morderczą stalą. Nie dają nam nawet kłamstwa za darmo.
Pasterz.  Z pozwoleniem wielmożnego pana, czy pan od dworu?
Autol.  Z pozwoleniem czy bez pozwolenia, jestem od dworu. Czy nie widzisz dworskiej miny w tych fałdach? Czy chód mój nie ma w sobie dworskiej miary? Czy nos twój nie czuje ode mnie dworskiego zapachu? Czy nie traktuję twojej nizkości z dworską pogardą? Czy sądzisz, iż dlatego, że dobrocią albo gwałtem chcę się o interesie twoim dowiedzieć, nie jestem dworzaninem? Jestem dworzaninem od stóp do głowy, a do tego dworzaninem, który może poprzeć lub zrujnować twój tam interes; dlatego rozkazuję ci, powiedz natychmiast twoją sprawę.
Pasterz.  Mój interes, panie, jest do króla.
Autol.  Jakiego masz przy nim adwokata?
Pasterz.  Nie rozumiem, z przeproszeniem, co to znaczy?
Pajac.  Adwokat jest dworski wyraz na bażanta. Powiedz, że nie masz żadnego.

Pasterz.  Żadnego, panie; ani bażanta, ani bażancicy.
Autol.  Szczęśliwy, kto się prostakiem nie rodził!
Ale natura i mnie mogła stworzyć
Jemu podobnym — więc nie chcę nim gardzić.