Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/265

Ta strona została przepisana.
—   255   —

Zrób wkońcu, królu, jak zrobiło niebo:
Win swych zapomnij i przebacz sam sobie.
Leontes.  Ilekroć wspomnę na nią i jej cnoty,
Własnej mej hańby zapomnieć nie mogę
I krzywdy sobie samemu zrobionej.
Wszak ja królestwo me osierociłem,
Zabiłem słodką moją towarzyszkę:
Nigdy na słodszej żaden mąż nadziei
Swych nie budował.
Paulina.  Prawda, prawda, królu.
Gdybyś zaślubił wszystkie po kolei,
Albo od każdej żyjącej kobiety
Wziął piękność jedną i wzór jeden zlepił,
Tej, którąś zabił, nie zrównałbyś jeszcze.
Leontes.  Tak myślę. Zabił! zabił! więc zabita!
A jam ją zabił! Słowo jednak twoje
Ciężko mnie rani; słowo to tak gorzkie
Na twym języku, jak na myślach moich.
Proszę cię, zbyt go często nie powtarzaj.
Kleom.  Nigdy, o pani! Jest rzeczy tysiące,
O których mowa, w tych czasach bolesnych,
Lepsząby ludziom oddała przysługę
I twej dobroci przystałaby lepiej.
Paulina.  Ty do dworaków tych liczby należysz,
Którzy do nowych skłonić go chcą ślubów.
Dyon.  Jeśli ty życzeń naszych nie podzielasz,
Nie masz litości nad narodem całym,
Ani pamięci na imię królewskie;
Nie pomnisz, jaki ogrom niebezpieczeństw,
Jeśli monarcha bezpotomnie zejdzie,
Zwalić się może na królestwo nasze,
I pożreć tłumy obojętnych widzów.
Cóż jest świętszego jak z pierwszej królowej
Szczęścia się cieszyć? i cóż jest świętszego,
Jak dla narodu obecnej pociechy,
Przyszłego dobra, znowu łoże króla
Pobłogosławić słodką towarzyszką?
Paulina.  Od śmierci pierwszej, godnej tego niema,