Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/268

Ta strona została przepisana.
—   258   —

Nizkiego rodu.
Leontes.  Czyś widział księżniczkę?
Dworz.  Widziałem; równie pięknej córki ziemi
To jasne słońce nie widziało jeszcze.
Paulina.  O Hermiono, jak obecna chwila
Śmie się nad lepszą minioną wynosić,
Tak grób twój dzisiaj miejsce oddać musi
Temu, co kwitnie dzisiaj. Ty sam, panie,
Czy nie mówiłeś, czyli nie pisałeś,
(Lecz teraz, widzę, pismo twoje zimne,
Jak jego przedmiot) że nigdy nie było,
I nigdy, nigdy nie będzie jej równej?
Tak niegdyś wiersz twój z pięknością jej płynął;
Dziwne przemiany zaszły, gdy dziś mówisz,
Że znasz piękniejszą.
Dworz.  Przebacz mi, o pani!
O jednej, wyznam, prawie zapomniałem,
A druga, skoro twe uderzy oczy,
Wiem, że i język twój także podbije.
Ach, gdyby ona chciała stworzyć sektę,
Wszystkich sekciarzy zgasłaby gorliwość,.
Każdy, któremu rzekłaby: „idź za mną!“
Byłby jej więźniem.
Paulina.  Ale nie kobiety.
Dworz.  Kobiety za to będą ją kochały,
Że jest kobietą od mężów godniejszą,
Mężowie za to, że kobiet jest wszystkich
Kwiatem najczystszym.
Leontes.  Idź, Kleomenesie,
I sam, z przyjaciół twoich zacnem kołem,
Oboje prowadź do naszych uścisków.

(Wychodzą: Kleomenes, Tanowie i Dworzanin).

Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego
Przyjazd tak nagły.
Paulina.  Ach, gdyby nasz książę,
Ta perła dzieci, godziny tej dożył,
Mógłby o palmę z gościem twoim walczyć:
W ich wieku ledwo miesiąc był różnicy.