Leontes. Proszę cię, przestań, bo wiesz, że na nowo
On mi na każde umiera wspomnienie.
Gdy ten młodzieniec przed oczy mi stanie,
Lękam się, Jękam, aby słowa twoje
Takich w mej głowie nie zbudziły myśli,
Że się mój rozum zamąci. To oni!
Książę, twa matka wierną była ślubom,
Odbiła w tobie obraz twego ojca.
Gdybym dziś liczył lat dwadzieścia jeden,
Tak mi twojego ojca przypominasz,
Żebym cię bratem jak jego nazywał,
I zaczął mówić o dzikich wybrykach,
W pierwszej młodości naszej dokonanych.
Witam cię z serca! i ciebie, bogini,
Piękna księżniczko! — Niestety, straciłem,
Straciłem parę, któraby stać mogła
Pomiędzy niebem i pomiędzy ziemią,
I jak wy teraz, podziwienie budzić!
Straciłem także przez szaleństwo moje,
Twojego ojca towarzystwo, przyjaźń;
Choć życie moje jest cierpienia ciągiem,
Chcę je przedłużyć, aby choć raz jeszcze,
Raz go zobaczyć.
Floryzel. Królu, z jego woli
Zwiedzam Sycylię, od niego przynoszę
Szczere jak brata króla pozdrowienie.
Gdyby ułomność, towarzysz starości,
Życzeniom jego siły nie odjęła,
Samby przemierzył i morza i lądy,
Które tron jego od twojego dzielą,
By tego ujrzał — tak mówić mi zlecił —
Którego więcej kocha niźli berła,
Niźli tych wszystkich, którzy berła dzierżą.
Leontes. O, bracie! krzywdy, którem ci wyrządził,
Budzą się we mnie, a poselstwo twoje
Tak czułe, dobre, jest jakby wyrzutem
Memu lenistwu. Onżeli wystawił