Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/271

Ta strona została przepisana.
—   261   —

Z córką pasterza.
Leontes.  Mów, gdzie jest król czeski?
Dworz.  Tu, w twojem mieście; od niego przychodzę.
W nieładzie mówię, bo nieład przystoi
Zdziwieniu memu i memu poselstwu.
Śpiesząc w pogoni za tą piękną parą,
Wśród drogi spotkał brata i rodzica
Mniemanej pani, którzy dom rodzinny
Razem z tym młodym księciem opuścili.
Floryzel.  Widzę, Kamillo, którego uczciwość
I honor wszystkie wytrzymały próby,
Zdradził mnie teraz.
Dworz.  Skargę możesz zanieść,
Bo i on razem z ojcem twoim przybył.
Leontes.  Jakto? Kamillo?
Dworz.  Kamillo, mój królu,
Który z biedaków ciągnie wywód słowny.
Jeszczem nie widział nigdy większej trwogi:
To przyklękają, to całują ziemię,
Za każdem słowem krzywoprzysięgają;
Król swoje uszy zatyka i grozi
Wśród śmierci samej nową jeszcze śmiercią.
Perdyta.  Biedny mój ojcze! Samo niebo na nas
Szpiegów nasłało, i nie chce zezwolić
Na związki nasze.
Leontes.  Czyście zaślubieni?
Ploryzel.  Nie, królu, nawet nie mamy nadziei.
Gwiazdy wprzód, widzę, ziemię pocałują,
Nim los na nasze pozwoli złączenie.
Leontes.  Powiedz, czy ona królewską jest córką?
Floryzel.  Będzie nią, skoro żoną mą zostanie.
Leontes.  Co, dzięki ojca twego pośpiechowi,
Zbyt jest odległe. Żałuję, mój książę,
Że gniew królewski ściągnąłeś na siebie;
Żałuję równie, że wybór twój nie jest
Tak w urodzenie jak piękność bogaty,
Byś mógł w pokoju kochankę posiadać.
Floryzel.  Droga, spójrz na mnie; drogaŁ choć mój ojciec,