Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/280

Ta strona została przepisana.
—   270   —

Że posąg żyje.
Leontes.  Słodka Paulino,
Przez lat dwadzieścia pozwól mi tak wierzyć,
Bo żadna świata tego rzeczywistość
Nie zrówna tego szaleństwa rozkoszom.
Nie spuszczaj!
Paulina.  Królu, żałuję głęboko,
Ze żal zbudziłam, choć mogłabym jeszcze
Żal zbudzić głębszy.
Leontes.  O! zbudź go, Paulino,
Bo żal ten słodką jest dla mnie pociechą.
Lecz czy się mylę, czyli mi się zdaje,
Że mnie dolata jej oddechu powiew?
A kiedyż dłuto oddech wykuć mogło?
Nie Szydźcie ze mnie, gdy ją pocałuję.
Paulina.  Łaskawy królu, zatrzymaj się, proszę,
Lic jej rumieniec jeszcze jest wilgotny,
Twój pocałunek usta jej zamaże,
A twoje farbą olejną poszpeci.
Spuszczam zasłonę.
Leontes.  Nie, przez lat dwadzieścia.
Perdyta.  I ja tak długo mogłabym stać przy niej
I w twarz jej patrzeć.
Paulina.  Lub raczcie natychmiast
Z kaplicy odejść, lub bądźcie gotowi
Na większe dziwy. Jeśli macie serce,
Ja posągowi ruch mogę nakazać,
Zejść na podłogę, chwycić was za rękę;
Lękam się tylko, żebyście nie rzekli,
Iż mam na służbie potęgi piekielne,
Leontes.  Czy w twojej mocy jest ruch jej nakazać —
Na ruch ten będę z rozkoszą poglądał;
Czy w twojej mocy w jej usta wlać słowa,
Każde jej słowo usłyszę z rozkoszą:
Równie nakazać łatwo czyn jak słowo.
Paulina.  A więc rozbudźcie wszyscy wiarę waszą,
I stójcie wszyscy w poważnem milczeniu;
A komu czyn mój grzechem się wydaje,