Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/294

Ta strona została skorygowana.
X

rzyszą urągowiska straszniejsze nad nie, kończą się wpadnięciem winowajcy w rozpalony kocioł i konaniem. Ostatnie słowo Barabasza, to żal tylko, że jeszcze nie dosyć dojadł ludziom.
Z równie rozpasaną namiętnością pojęty jest Faust Marlowe’a, który nie pożąda mądrości dla niej samej, tylko jako narzędzia do życia, użycia i nadużycia, z zupełną obojętnością na następstwa i piekło.
Faust pragnie, żądza nienasycona go pali, upaja się, szaleje. Nie jest to uosobienie, abstrakcya jak u Goethego, ale osoba — człowiek. Oto jest mały wyjątek, dający niejakie wyobrażenie o poecie.

Serce zbyt stwardło, skrucha niepodobna,
Ledwie rzec mogę: wiara, zbawienie i niebo,
Wnet straszne echo razi uszy moje:
Faust potępiony — i miecze, trucizny,
Strzelby, powrozy a zatrute stale
Przeciw mnie stają — przeciąć życia wątek.
O! dawnobym się zabił, lecz rozkosze
Głęboką rozpacz zwyciężać umiały;
Wszakżem ślepego wywołał Homera,
Aby mi śpiewał Parysa miłostki
I śmierć Oenony! — i piewcę, co głosem
Swej melodyjnej arfy Teby sławił,
On to wtórował Mefistofilowi.
Lecz po co umrzeć, na co mam rozpaczać?
Stało się! nigdy Faust nie dozna skruchy.
Chodź, Mefistofil, rozprawmy się jeszcze,
O astrologii pomówmy niebiańskiej:
Powiedz mi, wiele niebios nad księżycem?
Powiedz, czy wszystkie ciała są kulami
Tak jak ta ziemia, co leży pod nami?
Lub nie! Mów, czembyś serce napasł głodne.
Chcę za kochankę wziąć Helenę ową
Niebiańską, którąm widział dni ostatnich.
Niech jej pieszczoty zetrą z mego czoła
Aż do ostatniej troski, co wstecz woła.
Boska Heleno! pocałunkiem twoim
Daj nieśmiertelność! Usta jej ssą duszę
Ze mnie. Uchodzi dusza! wróć Heleno,
Duszę mi oddaj! Zamieszkam w tem niebie,
Heleno, niebo na ustach u ciebie.
Wszystko, co nie jest Heleną, jest błotem.