tocz mi więcej, o słodki mój paziu, a niech to będą ludzie dobrej sławy i nieugiętego charakteru.
Ćma. Samson, mój panie. To mi dopiero był człowiek nieugięty; toć on nosił na barkach bramy miasta jak tragarz, a był zakochany.
Armado. O krzepki Samsonie! o barczysty Samsonie! O tyle jestem lepszy od ciebie na szable, o ile ty lepszy ode mnie na noszenie bram miejskich. I ja też jestem zakochany. Kto była kochanka Samsona, droga ćmo moja?
Ćma. Kobieta, panie.
Armado. Jakiej cery?
Ćma. Wszystkich czterech, albo trzech, albo dwóch, albo żadnej ze czterech.
Armado. Ale powiedz mi dokładnie, jakiej cery?
Ćma. Zielonej jak morska woda.
Armado. Czy to ze czterech cer jedna?
Ćma. Jak nauczają książki, panie, a do tego najlepsza ze wszystkich.
Armado. Prawda, że kolor zielony jest kolorem kochanków, ale żeby wziąć kochankę zielonego koloru, nie sądzę, żeby Samson wiele miał do tego powodów. Kochał ją zapewne dla jej rozumu?
Ćma. Zgadłeś, panie, bo miała rozum zielony.
Armado. Cera mojej kochanki to niepokalana białość i czerwoność.
Ćma. Bardzo pokalane myśli kryją się zwykłe pod tak niepokalanymi kolorami.
Armado. Wytłómacz się jaśniej, paziu mój, głęboko ćwiczony.
Ćma. Dowcipie mojego ojca, a matki mojej języku, przybądź mi na pomoc!
Armado. Słodka inwokacya dla dziecięcia, prześliczna i patetyczna!
Ćma. Gdy róża z lilią lica jej kryje,
Kto poznać błędy jej zdoła,
Kiedy błąd każdy róże wywoła,
A każda trwoga lilie?
Ni kiedy grzeszy, ni gdy się boi,