Armado. Bywaj mi więc zdrowa!
Żakien. Niech wam towarzyszy pogoda!
Tępak. Dalej Żakienetto, nie traćmy czasu!
Armado. Będziesz pościł za twoje grzechy, nicponiu, póki nie otrzymasz przebaczenia.
Łepak. Spodziewam się, panie, że jeśli muszę pościć, to z pełnym żołądkiem.
Armado. Czeka cię ciężka pokuta.
Łepak. To lepsza moja dola, niż waszych ludzi, których lekka jest płaca.
Armado. Poprowadź tego hajdamaka, a zamknij go dobrze.
Ćma. Marsz więc, grzeszny niewolniku, w drogę!
Łepak. Nie zamykaj mnie, łaskawy panie, dozwól mi pościć na wolnem powietrzu.
Ćma. Nie, nie, mopanku, będziesz żył powietrzem, ale pod kluczem.
Łepak. Dobrze, dobrze, jeśli zobaczę, kiedy wesołe dnie utrapienia, które widziałem, zobaczycie —
Cma. Co zobaczymy?
Łepak. Nic, panie ćmo, nic, chyba co się pokaże. Nie rzecz to więźniów zbyt milczeć w gadaniu, nic więc nie powiem. Dzięki Bogu, mam tak mało, jak i drudzy, cierpliwości, mogę siedzieć spokojnie.
Armado. Kocham nawet ziemię, która jest nizka, po której stąpa jej trzewik, który jest niższy, który nosi jej noga, która jest najniższa. Jeśli kocham, krzywoprzysięgnę, (co jest wielkim dowodem wiarołomstwa), a jak może być wierną miłość, która się rodzi z niewiary? Miłość, to mara; miłość, to dyabeł; niema złego anioła prócz miłości. A przecie pokusom jej uległ Samson, choć wielką miał siłę; a przecie Salomon dał się jej uwieść, choć wielki miał rozum. Strzały Kupidyna były za twarde dla herkulesowej maczugi, trudno, żeby im sprostała hiszpańska szabla. Pierwsza i druga reguła mojej sztuki na nic się tu nie przyda; on szydzi z passado, śmieje się z poje-