Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/35

Ta strona została przepisana.
—   25   —

Kto z nim jest więcej?
Katarz.  Dumain, szlachcic miody,
Wszystkim cnotliwym dla cnót swoich drogi.
Choć silny, nie wie, co jest siłą krzywdzić;
Dość ma dowcipu, by upięknić brzydkość,
A dość piękności, by dowcip zastąpić.
Raz go widziałam u księcia Alenęon,
A wszystko dobre, co tu o nim mówię,
Mniej niż nic waży przy jego wartości.
Rozalina.  Był tam z nim razem trzeci z mędrców koła,
Nazwiskiem Biron, jeśli się nie mylę.
Nigdy godziny spędzić mi nie przyszło
Z weselszym mężem, choć nigdy wesołość
Z przyzwoitości fug nie wystąpiła.
Oczy u niego służą dowcipowi,
Wszystko albowiem, co mu w oko wpadnie,
Dowcip przerabia na wesołe żarty,
A język, tłómacz dowcipu wymowny,
W tak piękne słowa te żarty ubiera,
Że starzec słucha powieści jak dziecko,
A młodzież stoi jakby w zachwyceniu:
Taka jest słodycz we wszystkiem, co mówi.
Księżnicz.  Bóg z wami, panie, czyście zakochane,
Że każda swego tak szczodrze ubiera
We wszystkie skarby pochwały bez granic?

(Wchodzi Boyet).

Marya.  Otóż i Boyet.
Księżnicz.  I cóż nam przynosisz?
Boyet.  O twem przybyciu król był uprzedzony,
I nim mnie ujrzał, na twoje przyjęcie
Z towarzyszami spieszyć się gotował.
Ale zarazem doszła mnie wiadomość,
Że chce na polu, w namiotach was trzymać,
(Jak oblężnicze dworu swego wojsko)
Aby nie złamać raz danej przysięgi,
Bram nie otworzyć pustego pałacu.
Ale się zbliża i sam król Nawarry.