Hańbę mą zmniejsza, kto mą hańbę dzieli:
Gdzie wszyscy grzeszą, nie grzeszy nikt wcale.
Longav. (pokazuje się). Nie ma litości miłość twa, Dumainie,
Gdy chcesz na drugich przelać twe cierpienie.
Wyglądaj blado! Jabym się rumienił,
Gdybym tak nagle słowo moje zmienił.
Król (pokazuje się). Więc wstydź się teraz; jak on w miłość wkuty,
Dwa razy grzeszysz, robiąc mu wyrzuty.
Nie, nie, Longaville Maryi nie kocha,
W czułych sonetach do ócz jej nie szlocha;
Nie miał na piersiach załamanych dłoni,
Aby mu serce nie uciekło do niej.
W krzaku tym skryty wszystko podsłuchałem,
I za was obu wstydzić się musiałem.
Znam uczuć waszych poetyczną miarę,
Widziałem nawet westchnień waszych parę;
Wiem, jak się w rymach waszych przemieniały
Na złoto włosy, oczy na kryształy.
(Do Longav.) Tyś był dla raju słowo gotów złamać,
(Do Dum.) Dla twej piękności Jowisz gotów kłamać.
Nie wiem, co powie Biron, gdy usłyszy,
Czem dane słowo jest dla towarzyszy.
Jak srogo dowcip jego na was wsiędzie!
Jak tryumfować i śmiać się z was będzie!
Nie chciałbym nawet i za góry złota,
By równa o mnie doszła go sromota.
Biron. Niech więc obłuda chłostę swą dostanie.
Przebacz mi, błagam, królu mój i panie!
Jak śmiesz, ujęty sam w miłości pęta,
Za miłość karcić biedne niebożęta?
Królu, czy oczy twe nie są rydwanem,
A łzy zwierciadłem pewnej księżnie danem?
Nie gwałcisz słowa, a mgliste sonety
Składają tylko biedne wierszoklety.
Pojąć nie mogę, jak was wstyd nie pali,
Żeście tak łatwo złapać się im dali.
Ty w jego, w twojem król źdźbło ujrzał oku,