Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/64

Ta strona została przepisana.
—   54   —

W pokorze ducha nie całował ziemi?
Gdzie wzrok jest orli, co wytrzymać zdoła
Palący ogień boskiego jej czoła,
I blaskiem jego nie padnie olśniony?
Król.  Co mówisz? Szał cię unosi szalony.
Jedno jest słońce na niebios sklepieniu —
Kochanka moja, pani twej kochanki;
Wszystkie piękności, jak wierne poddanki,
Szlakiem jej krążą w pokornem milczeniu,
Wszystkie się grzeją ogniem jej oblicza,
I świecą światłem, które im pożycza.
Biron.  Więc się już Biron, Bironem nie zowie,
To nie są oczy, tylko szkiełko w głowie.
Dzień dniem jedynie przez jej jest źrenice;
Co Bóg piękności na tej ziemi stworzył,
Jakby na jarmark zbiegło na jej lice,
I z wszystkich wdzięków wdzięk jeden się złożył,
Któremu nigdy na niczem nie braknie,
Czego najchciwsza żądza chciwie łaknie.
O, gdybym posiadł wszystkich mówców czary!
Lecz nie! nie dla niej są blichtry wymowy;
Niech kupiec chwali przedajne towary,
Ją krzywdzi, kto ją chwalić pragnie słowy.
Pustelnik zgięty pod setkiem jesieni
Niech spojrzy na nią — do młodości wróci.
Bo w jej się wzroku zima w wiosnę zmieni,
I starzec kulę jak dziecko odrzuci.
Ona jest słońcem, przez które świat żyje!
Król.  Piękność twa czarna jak hebanu kije.
Biron.  O, rajskie drzewo! jeśli jest jak ona;
Błogosławieństwem z drzewa tego żona.
Przynieście biblię, a przysięgę złożę,
Że być pięknością piękność ta nie może,
Która się na jej nie kształciła wzorze,
Bo każdej twarzy białość będzie marna,
Jeśli nie będzie jak twarz mojej czarna.
Król.  Duby! Wszak czarność piekła jest znamieniem,
Żeni się z nocą, trwogą i więzieniem.