Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/74

Ta strona została przepisana.
—   64   —

Rozalina.  Bardzo, co do liter,
Nie, co do pochwal.
Księżnicz.  Piękna, jak atrament —
Dobra konkluzya.
Katarz.  Albo jak B piękne
Na kaligrafa pięknym manuskrypcie.
Rozalina.  Daj pokój pędzlom, ty złota litero,
Co masz na twarzy tyle pięknych zero[1].
Księżnicz.  A Dumain jakie przysłał ci ofiary?
Katarz.  Tę rękawiczkę.
Księżnicz.  Jakto, nie do pary?
Katarz.  Dwie rękawiczki przysłał mi pachnące,
W przypisku rymów jakie dwa tysiące,
Licha ramota, z obłudy złożona,
Z wszystkich poetów po wierszu kradziona.
Marya.  Ten sznurek pereł mam od Longavilla,
I list, którego długość przeszło mila.
Księżnicz.  Sądzę, że lepiej byłby się przysłużyć
Gdyby list skrócił, a sznurek przedłużył.
Marya.  Tak jest, wyznaję, i nie chcę się wstydzić.
Księżnicz.  Co wy za mądre z kochanków tak szydzić!
Rozalina.  Za śmiech nam płacą, damy go im, ręczę.
Ja przed odjazdem Birona zamęczę;
Gdyby choć tydzień więzy moje nosił,
Jakżeby skomlał, łasił się i prosił,
Czekał w pokorze na słowo, spojrzenie,
Marnował dowcip na miłosne pienie,
Na moje tylko uważał skinienia,
Był ze swojego dumny poniżenia!
Zostałby, ręczę, przed tygodnia końcem
Igraszką moją, a ja jego słońcem.
Księżnicz.  To prawda, prawda, sprawa tam jest licha,
Gdzie mądry sam się na dudka wystrycha;
Bo dudek w mądrem gnieździe wylęgnięty,
Nauką silny, mądrością natchnięty,
Śmieszność swą długo sam przed sobą słoni,

  1. Aluzya do dziobatej twarzy Katarzyny.