Wszystkie go panie nazywają: „drogi!“
Gdy stąpa, schody całują mu nogi;
Do wszystkich z całej uśmiecha się gęby,
Żeby pokazał swoje białe zęby;
Ktokolwiek nie chce zostać mu dłużnikiem,
Zwie go: pan Boyet z miodowym językiem.
Król. Bodaj ten język zjadły mu pryszczyki,
Skoro paziowi pomięszał tak szyki.
Biron. Nim się urodził, myślałem już nieraz,
Czem ułożenie było, czem jest teraz?
Król. Niech Bóg pogodę na twą zleje głowę!
Księżnicz. Zleje pogodę! słotne to życzenie.
Król. O, lepszą myślą szczerą tłómacz mowę!
Księżnicz. Życz lepiej, lepsze znajdziesz tlómaczenie.
Król. W moim pałacu już służba gotowa,
Przychodzim, pani, pokazać ci drogę.
Księżnicz. Dotrzymam pola, dotrzymaj ty słowa:
Bóg wiarołomstwa i ja znieść nie mogę.
Król. Nie karć tak srogo, czegoś jest przyczyną:
Ócz twoich cnotą moje słowo łamię.
Księżnicz. Cnotą? Zapewne chcesz powiedzieć winą,
Bo nikt przez cnotę przysięgom nie kłamie.
Więc ci na honor mój daję dziś słowo,
Mój honor czysty jak lilii kwiaty,
Żem wprzódy wszystkie męki znieść gotowa,
Nim wejdę gościem do twojej komnaty,
Bo nie chcę grzeszną przyczyną być, książę,
Złamania ślubu, co cię w niebie wiąże.
Król. Dotąd, o pani, ze wstydem wyznaję,
Śród nudów żyłaś w samotnym namiocie.
Księżnicz. Mylisz się, królu; dotąd, słowo daję,
Nie miałam czasu myśleć o nudocie;
Właśnie co wyszła stąd banda Moskali.
Król. Moskali?
Księżnicz. Tak jest, a jak mi się zdało:
Panowie grzeczni, piękni i wspaniali.