Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/92

Ta strona została przepisana.
—   82   —

Holofern.  A zrobiliście to bezczelnie.
Biron.  Zrobilibyśmy to samo, choćbyś lwem był nawet.
Boyet.  Ale, że jest tylko osłem, puśćmy go z Bogiem. Żegnamy więc, słodki Juda! na co czekasz jeszcze?
Dumain.  Na koniec swojego nazwiska.
Biron.  Na szu-ja, dodam szu-ja do Juda. Judaszu-ja żegnam cię.
Holofern.  To ani szlachetnie, ani dwornie, ani miłosiernie.
Boyet.  Przyświećcie panu Judaszowi, mrok zapada, mógłby się potknąć.
Księżnicz.  Ach, biedny Machabeusz, jakie dostał cięgi!

(Wchodzi Armado, zbrojny, jako Hektor).

Biron.  Skryj głowę, Achilesie; zbliża się Hektor zbrojny.
Dumain.  Choćby szyderstwo moje na mnie samego spadło, muszę się teraz zabawić.
Król.  Hektor przy nim postawiony wyglądałby jak niźnik dzwonkowy.
Boyet.  Ale czy to tylko naprawdę Hektor?
Dumain.  Nie myślę, żeby Hektor tak był pięknie zbudowany.
Longav.  Za grube ma golenie na Hektora.
Dumain.  Przynajmniej za mięsiste łydki, to pewna.
Biron.  Nie, to nie może być Hektor.
Dumain.  To bóg albo malarz, bo dziwaczne stroi grymasy.
Armado.  „Mars, bóg potężnobronny, z swojej bożej mocy Dał w darze Hektorowi“ —
Dumain.  Złoconą muszkatową gałkę.
Biron.  Cytrynę.
Longav.  Szpikowaną goździkami.
Armado.  Cicho!

„Mars, bóg potężnobronny, z swojej bożej mocy
Dał w darze Hektorowi, w murach Ilionu,
Oddech silny, że mógłby, od rana do nocy,
Bez wypoczynku walczyć z swego pawilonu.
Jam kwiat ten“ —
Dumain.  Jam ta mięta.
Longav.  Jam jest ta psia róża.
Armado.  Słodki panie Longaville, skróć cugle twojemu językowi.
Longav.  Muszę je raczej popuścić, gdy za Hektorem goni.