Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

Tu i tam, wszędzie jak szalony rąbał.
To dyabeł walczy! krzyczeli Francuzi,
I z zadziwieniem stanęli jak wryci,
Gdy nasi, wodza ożywieni duchem,
Z okrzykiem: Talbot! Talbot! w zamęt boju,
Nie licząc wroga, rzucili się pędem.
Na szablach naszych zwycięstwoby siadło,
Lecz sir John Fastolfe, który z tylną strażą
Miał przyjść nam w pomoc, serce nagle stracił
I pierzchnął, ciosu nie dając jednego.
To było hasłem porażki i rzezi:
Francuz otoczył garstkę naszych mężów;
Żeby na łaskę Delfina zarobić,
Podły Wallończyk, dzielnego Talbota,
Skradłszy się, w plecy uderzył swą lancą;
Bo Francuz, z całą zastępów swych siłą,
W oczy mu spojrzeć nie znalazł odwagi.
Bedford.  Więc zginął Talbot? To ja się zabiję,
Gdy tu w przepychu i próżniactwie żyłem,
A tam, waleczny nasz wódz opuszczony,
Zdradzony, wrogów nikczemnych był pastwą.
3 Posłan.  Nie, Talbot żyje, ale w jassyr poszedł,
A z nim lordowie Scales i Hungerford;
Reszta zginęła lub była zabrana.
Bedford.  Więc ja Francuzom okup jego spłacę,
Delfina z tronu własną ściągnę ręką,
Koroną jego okupię Talbota,
Ich czterech panów dam im za jednego.
Żegnam was; lecę powinność mą spełnić,
Zapalić ogień na francuskiej ziemi,
Aby dzień uczcić świętego Jerzego.
Dziesięć tysięcy biorę z sobą luda,
A świat zatrwożą odwagi ich cuda.
3 Posłan.  Czas już, bo Francuz Orlean oblega;
Angielska armia na duchu upada;
O pomoc woła hrabia Salisbury,
Bo ledwo trzyma w karbach posłuszeństwa
Garstkę walczącą z tysiącami wrogów.