Śmiech twój niedługo na jęk się przemieni.
Talbot. Twoja mnie, pani, rozśmiesza prostota,
Jeśli przypuszczasz, że co więcej trzymasz,
Niż cień Talbota, by się nad nim pastwić.
Hrabina. Czyż nim nie jesteś?
Talbot. Jestem niewątpliwie.
Hrabina. Więc oprócz cienia trzymam i istotę.
Talbot. Nie, nie, ja tylko cieniem moim jestem;
Lecz wierzaj niema tu mojej istoty,
Bo co tu widzisz, najmniejszą jest cząstką,
Drobnym jest tylko człowieka ułomkiem.
Gdybym tu stanął w całej mej postaci,
W takbym olbrzymich zjawił się rozmiarach,
Że zamek cały objąćby mnie nie mógł.
Hrabina. U ciebie, widać, zagadek jak w sklepie:
Jest tu i nie jest; jakże to pogodzić?
Talbot. Natychmiast, pani, wszystko wytłómaczę.
Co mówisz, pani? Czy wierzysz mi teraz,
Że Talbot cieniem samego był siebie?
Oto istota, żyły, dłonie, siły,
Któremi zgina buntownicze karki,
Pali i z ziemią miasta wasze równa,
I spustoszenie na około sieje.
Hrabina. Przebacz obeldze, zwycięski Talbocie;
Czuję, że sławie twojej jesteś równy,
A wyższy nad twej postaci świadectwo.
Nie karć surowo mej zarozumiałości,
Bo płaczę nad tem, że cię nie przyjęłam
Z poszanowaniem, jakie ci należy.
Talbot. Nie trwóż się, pani, i nie sądź tak mylnie
Duszy Talbota, jak sądziłaś ciało.
W uczynku twoim nie widzę obrazy.
A na odpłatę wymagam jedynie,
Żebyśmy mogli z twojem pozwoleniem,
Win twych skosztować i twoich łakoci,
Bo zawsze głodny żołnierski żołądek.