Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanley.  Z końcem pokuty odrzuć te osłony,
A przywdziej, pani, suknie do podróży.
Księżna.  Z osłoną mojej nie odrzucę hańby,
Na mych najdroższych widna będzie szatach,
Żadne przebranie ukryć jej nie zdoła.
Lecz idźmy; pragnę ujrzeć me wygnanie.




AKT TRZECI.
SCENA I.
Opactwo w Bury.
(Wchodzą: Parlament, król Henryk, królowa Małgorzata, kardynał Beaufort, Suffolk, Buckingham i inni).

Król Henr.  Dziwna, że jeszcze lord Gloucester nie przybył,
Nie jego było zwyczajem się późnić;
Jakiż to powód zatrzymał go teraz?
Małgorz.  Alboż nie widzisz, czy nie mogłeś dostrzedz,
Jak dziwnie jego zmienił się charakter?
Jaki majestat w każdym jego ruchu,
Jaka zuchwałość od pewnego czasu,
Jaka w obejściu duma i stanowczość?
Był czas, pamiętam, gdy skromny i cichy,
Na każde króla lub moje spojrzenie
Zginał kolana, tak że dwór nasz cały
Z dziwem na jego spoglądał uległość;
Spotkaj go teraz, choćby o poranku,
Gdy każdy chętne daje pozdrowienie,
On brwi swe marszczy, gniewne toczy oko,
Milcząc, kolanem wymija nas sztywnem,
Przynależnego nie oddając hołdu.
Nikt nie uważa na warczenie kądla;
Lecz gdy lew ryknie, i wielcy drżą ludzie,
A Humphrey nie jest małym w Anglii mężem,