Póki cię widzę, przeczuwam je tylko,
Jak przesycony, gdy o głodzie myśli.
Wierzaj mi, wkrótce twój wybłagam powrót,
Albo zarobię sama na wygnanie;
Jestem wygnaną, gdy ciebie tu niema.
Idź! nie mów do mnie; oddal się natychmiast.
O, nie, nie, zostań! Tak dwaj przyjaciele,
Okrutnym sądu wyrokiem skazani,
Tysiąc się razy żegnając całują,
Stokroć przenosząc śmierć nad rozłączenie.
Żegnaj mi przecie! żegnaj z tobą życie!
Suffolk. Tak biedny Suffolk dziesięćkroć wygnany,
Raz przez monarchę, dziewięćkroć przez ciebie.
O kraj ten nie dbam, byleś ze mną była;
Najdziksza puszcza byłaby mi rajem,
Gdybym niebieskie twe miał towarzystwo;
Gdzie ciebie niema, tam puszcza jest dla mnie.
Nie mogę więcej, ty żyj, żyj szczęśliwa,
Bo szczęściem mojem jedynem twe życie.
Małgorz. Gdzie Vaux tak spieszy? cóż to za nowiny?
Vaux. Spieszę do króla, by go uwiadomić,
Że na skonaniu jest kardynał Beaufort.
Nagle dotknięty, próżno oddech chwyta,
Wzrok mu osłupiał, panu Bogu bluźni,
Przeklina ludzi, czasem głos podnosi,
Jakby mu książę Humphrey stał przy boku,
To króla woła i do swej poduszki,
Jakby do niego, cicho wyszeptuje
Swej grzesznej duszy straszne tajemnice.
Idę z rozkazu królowi powiedzieć,
Że właśnie teraz głośno go przyzywa.
Małgorz. Ponieś to smutne królowi poselstwo.
Biada! czem świat ten! co to za nowiny!
Lecz co mi płakać po chwilowej stracie,
Wytrącać z myśli Suffolka wygnanie,
Mojego skarbu? Nie prawdaż Suffolku,