Małgorz. Słyszałam nieraz, że zbytek boleści
Łagodzi duszę i hart jej odbiera;
Myśl więc o zemście, a skończ próżne żale.
Lecz patrząc na to, kto płakaćby przestał?
Głowa ta może na mem spocząć łonie,
Lecz gdzie jest ciało, bym je uścisnęła?
Bucking. Jaka jest odpowiedź waszej królewskiej mości na suplikę buntowników?
Król Henr. Wyprawię do nich świętego biskupa,
By ich miarkował, bo uchowaj Boże,
By miecz prostaczków tylu miał wytępić!
Sam raczej wolę z Jackiem Cade traktować,
Niż ich zagładę widzieć w krwawym boju.
Ale raz jeszcze odczytam suplikę.
Małgorz. Ha, krwawi zbójcy! to piękne oblicze
Mogło mną rządzić jak błędna planeta,
A nie zbudziło litości w nędznikach
I spojrzeć na nie raz jeden niegodnych!
Król Henr. Cade się twej głowy, lordzie Say, domaga.
Lord Say. Myślę, że wprzódy swoją ci da, panie.
Król Henr. Jakto, królowo? Ciągłe narzekania,
Ciągła żałoba po śmierci Suffolka?
Lękam się, droga, by po moim zgonie
Nie tak głęboką twoja była żałość.
Małgorz. Bo nie łzy moje, lecz krewbym wylała.
Król Henr. Co mi przynosisz? co pośpiech ten znaczy?
Posłaniec. Uciekaj, królu! Cade już w Southwark stanął
I Mortimerem lordem się ogłasza,
Prawym książęcia Klarencyi dziedzicem;