most londyński, a jeśli możesz, spal także i Tower. Naprzód! (Wychodzą).
Cade. Tak, mości panowie. Teraz niech jedni idą burzyć dom Sabaudzki, a drudzy szkołę prawa; nie zostawcie kamienia na kamieniu.
Dick. Mam prośbę do waszej książęcej mości.
Cade. Choćbyś prosił o księstwo, będziesz je miał za takie słowo.
Dick. Tylko o to proszę, żeby angielskie prawa wychodziły z waszej gęby.
Jan (na stronie). To na uczciwość, zajątrzone będą prawa, bo dostał dzidą w gębę, a rana jeszcze się jątrzy.
Smith (na stronie). Nie Janie, to będą śmierdzące prawa, bo oddech jego śmierdzi od pieczonego sera.
Cade. Myślałem już o tem i tak będzie. Więc dalej! Spalcie wszystkie archiwa królestwa; moja gęba będzie parlamentem Anglii.
Jan (na stronie). To będziemy mieli kąsające statuta; chyba, że
mu powyrywają zęby.
Cade. Odtąd wszystko będzie wspólne. (Wchodzi posłaniec).
Posłaniec. Jeniec, jeniec milordzie! Oto lord Say, który sprzedał miasta we Francyi, który nałożył na nas podatek dwudziestu pięciu piętnastych i szyling od funta.
Cade. Będzie za to dziesięć razy ścięty. A ty sajowy, ty szarżowy, ba, ty drelichowy lordzie, dostałeś się nakoniec pod naszą królewską juryzdykcyę. Co możesz odpowiedzieć naszej królewskiej mości za wydanie Normandyi panu Basimekiu, Delfinowi Francyi? Dowiedz się w tej dostojnej obecności, w obecności sa-