dził futerał na lutnię, dwanaście mil go poniósł i przedał za trzy grosze. Nym i Bardolf, to bracia ślubni w złodziejstwie. W Calais skradli siodełko; poznałem zaraz, że bezkarnie można po nich jeździć. Pragną, żebym i ja też tak się spoufalił z ludzkiemi kieszeniami, jak schowane tam rękawiczki albo chustki. Ale byłoby krzywdą mojej męskości wyciągać z cudzych kieszeni, a wkładać w moją; byłoby to oczywiście chować krzywdy do kieszeni. Muszę ich porzucić, a szukać lepszej służby; ich hultajstwo za niestrawne dla mojego słabego żołądka; muszę je zwymiotować. (Wychodzi. — Wchodzi Fluellen, za nim Gower).
Gower. Kapitanie Fluellen, musisz natychmiast udać się do podkopu; książę Gloucester chce z tobą mówić.
Fluellen. Do podkopu! Pofiedz księciu, że to fcale nie doprze do podkopu się sbliżać, bo fidzisz, podkopy nie są wcale fedle regul fojennej sztuki; ich glępokość niedostateczna; bo fidzisz, adfersarz (możesz to fytlomaczyść księciu, jak fidzisz), podkopal się cztery sążnie przecifpodkopami, i, na Jeszusza, fszystkich nas w pofietrze fysadzi, jeśli nie pędzie lepszej dyrekcyi.
Gower. Książe Gloucester, któremu oddano kierunek oblężenia, słucha we wszystkiem rady Irlandczyka, walecznego, na uczciwość, szlachcica.
Fluellen. Kapitana Macmorris, czy nie prafda?
Gower. Tak myślę.
Fluellen. Na Chrystusa, niema większego ośla pod slońcem; powiem mu to w oczy, nie owijając rzeczy w pafelnę; po fidzisz, nie ćficzeńszy on f prafdziwej dyscyplinie fojennej, szymskiej dyscyplinie od malego szczenięcia. (Pokazuje się w odległości Macmorris i Jamy).
Gower. Zbliża się właśnie, a z nim szkocki kapitan Jamy.
Fluellen. Kapitan Jamy jest to szlachcic fielkiego animuszu, ani fątplifości; żolniesz obrotny i oczytany w starożytnych fojnach, jak to fiem z osopistej znajomości jego rozporządzeń; na Jeszusa, on potrafi pronić sfego argumentu o dyscyplinie starożytnych fojen szymskich jak najlepszy żolnierz pod slońcem.
Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/57
Ta strona została skorygowana.