Byle go człowiek umiał dystylować.
Rano powstawać zły nas sąsiad uczy;
Przyzwyczajenie zdrowe, gospodarskie;
Wróg jest nam także widomem sumieniem,
Jest kaznodzieją, który nam zaleca
W pokucie ducha na śmierć się gotować.
Możem więc z chwastów słodki miód wycisnąć,
Z samego dyabła wyciągąć moralność.
Stary Tomaszu Erpingham, dzień dobry!
Miękka poduszka przystałaby lepiej
Twym siwym włosom, niż ta twarda ziemia.
Erpingh. Nie, panie, łoże to nad wszystko cenię,
Bo mogę mówić: jak sam król śpię teraz.
Król Henr. Szczęście, że przykład daje ludziom siłę
Znosić wesoło obecne cierpienia;
Ich duch się krzepi, a z ducha krzepkością
Wszystkie organa, choć umarłe wprzódy,
Łamią grobowiec, świeże się podnoszą,
Gdy się starego łupieżu pozbyły. —
Pożycz mi twego płaszcza, Erpinghamie.
Wy, bracia moi, nieście do obozu
Me pozdrowienia, powiedzcie książętom,
Że czekam na nich w moim pawilonie.
Gloucest. Śpieszymy, królu. (Wychodzą Gloucester i Bedford).
Erpingh. A ja, czy mam zostać?
Król Henr. Nie, mój rycerzu, idź z moimi braćmi.
Z mojem sumieniem naradzić się pragnę,
A towarzystwa nie trzeba mi na to.
Erpingh. Bóg z tobą zawsze szlachetny Henryku! (wychodzi).
Król Henr. Z serca dziękuję, stary przyjacielu,
Twoje mi słowa dodają otuchy. (Wchodzi Pistol).
Pistol. Qui va là?
Król Henr. Przyjaciel.
Pistol. Tłómacz się jaśniej; czyś jest oficerem?
Czy tylko podłym i chudym gemajną?
Król Henr. Jestem szlachcicem i dowodzę kompanią.
Pistol. A nosisz potężną pikę?