Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

Fluellen.  Jeśli nieprzyjaciel jest osłem i dudkiem i frzasklifym junakiem, czy myślisz, że i my także mamy się zropić osłami, dudkami i frzasklifymi junakami? czy sumiennie tak myślisz?
Gower.  Będę mówił ciszej.
Fluellen.  Proszę cię i płagam cię, zróp tak.

(Wychodzą Gower i Fluellen).

Król Henr.  Choć ten Walijczyk za modą nie idzie,
Na przezorności i męstwie mu nie brak.

(Wchodzi trzech żołnierzy: Jan Bates, Aleksander Court i Michał Williams).

Court.  Bracie Janie Bates, czy to nie ranek tam bieleje?
Bates.  Tak mi się zdaje; ale nie mamy powodów niecierpliwie dnia wyglądać.
Williams.  Widzimy tam dnia początek, ale zdaje mi się, że nie zobaczymy nigdy jego końca. — Kto idzie?
Król Henr.  Przyjaciel.
Williams.  Pod którym służysz kapitanem?
Król Henr.  Pod sir Tomaszem Erpingham.
Williams.  Dobry to stary generał, a dobrego serca szlachcic. Powiedz mi, proszę, co on myśli o naszem położeniu?
Król Henr.  Widzi w nas rozbitków na piasku, czekających na przypływ morza, które ich pochwyci.
Bates.  Czy nie powiedział swojego zdania królowi?
Król Henr.  Nie, i źleby zrobił, gdyby powiedział. Bo mówiąc otwarcie, myślę, że król jest takim jak ja człowiekiem; fijołek ma taki sam dla niego zapach co i dla mnie; żywioły mu się jak mnie objawiają; wszystkie jego zmysły ludzkim odpowiadają warunkom; zdejm mu purpurę, a w swej nagości pokaże się takim jak ja człowiekiem; choć jego uczucia wzbijają się wyżej od naszych, spadając, spadają podobnem naszemu skrzydłem; jeśli więc widzi powód strachu, jak my widzimy, strach jego, bez wątpienia, ma gorycz naszego; słuszna też, żeby nikt nie budził w nim pozorów strachu, bo ich widok odjąłby serce całej armii.
Bates.  Niech sobie pokazuje, jakie chce pozory męstwa, mnie się jednak zdaje, że choć noc to zimna, wolałby te-