Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

Król Henr.  Kto cię tu przysłał?
Montjoye.  Konetabl francuski.
Król Henr.  Ponieś mu proszę, pierwszą mą odpowiedź;
Niech przód me kości zabierze, nim sprzeda.
Przez Boga! czemu biednym się urągać?
Sprzedał raz strzelec lwią skórę, gdy jeszcze
Lew siedział w borze, i lew ten zjadł strzelca.
Wielu z nas znajdzie grób na własnej ziemi,
Na którym, Bóg da, śpiżowe pamiątki
Dnia tego czynów dzieci ich wyryją;
Ci, co swe dzielne zostawią tu kości,
Jak męże ginąc, choćby dla nich grobem
Był gnój francuski, na wieki zasłyną,
Bo słońce jasnem spojrzy na nich okiem,
Chciwie ich honor dymiący wypije,
A ziemskie tylko zostawi tu cząstki,
By wasz zatruły klimat, wyziewami
Rozsiały dżumę po francuskich siołach.
Patrz, jaka dzielność angielskiego męstwa,
Po śmierci nawet, jak rdzenny strzał działa,
Zaczyna drugą spustoszenia kolej,
I rykoszetem znów śmierć niesie wrogom.
Konetablowi nieś dumną odpowiedź:
Na dzień roboczy jesteśmy rycerstwem;
Śród trudnych marszów złoto i galony
Już wypłowiały od deszczu i błota;
Nie znajdziesz pióra w całej naszej armii,
(Dowód jak myślę, że nie odlecimy),
Na szmaty podarł czas nasze mundury,
Lecz serca nasze w niedzielnych są szatach,
A biedni moi mówią mi żołnierze,
Że przed wieczorem świeże wdzieją suknie,
Byle ściągając z francuskiego grzbietu
Świecące płaszcze, na drobne ich szmaty
Nie poszarpali. Jeśli tak się sprawią,
(A tak się sprawią przy bożej pomocy),
Nie trudno będzie okup mój uciułać.
Dobry heroldzie, nie trudź się daremno,