A wśród pochodu, wiem, że każde hrabstwo
Wzmoże nas licznym ochotników tłumem.
Uderzcie w bębny. Naprzód w imię Boże!
Małgorz. Nie mądry, siedząc, płacze po swych stratach,
Lecz szuka, jakby klęsk swych powetować.
Choć maszt naszego okrętu strzaskany,
Porwane liny, stracona kotwica,
Połowa majtków połknięta przez fale,
To sternik żyje, i miałżeby teraz
Ster z rąk wypuścić jak trwożliwe chłopię,
Strugą łez swoich morskie wzmagać tonie,
Dodawać siły temu, co zbyt silne,
Okręt wśród jęków na łup dawać skałom,
Gdy go mógł czujnem uratować męstwem?
Jaki grzech, jaka byłaby w tem hańba!
Cóż stąd, że Warwick naszą był kotwicą?
Cóż stąd, że masztem naszym był Montague?
Że przyjaciele zabici linami?
Czyż Oxford nową nie będzie kotwicą,
A nowym masztem koronnym Somerset?
Żaglem francuscy będą przyjaciele;
Choć nieuczona, czemużbym z Edwardem
Na ten raz biegłym nie była sternikiem?
Nie my opuścim ster, by siedząc płakać;
Lecz mimo ryku wiatrów, będziem śmiało
Pośród skał groźnych okręt nasz prowadzić.
Tak dobrze śmiać się z wiatrów jak im schlebiać.
A czyż nie morzem bez litości, Edward?
Czy Clarence nie jest zdradliwą mielizną?
A Ryszard stromą i fatalną skałą?