Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

Mówi, iż jakiś wywróżył mu wieszczbiarz,
Że G potomstwo jego wydziedziczy,
A że me imię na G się zaczyna,
Jasny stąd wniosek, że to ja być muszę.
To i podobne jak słyszę dzieciństwa
Były powodem mego uwięzienia.
Gloucest.  Tak zwykle bywa gdzie panują żony.
Nie król to bracie w Tower cię zamyka,
Lecz żona jego; lady Grey swym wpływem
W tę ostateczność popchnęła monarchę.
Czyż to nie ona i ten mąż dostojny,
Antoni Woodville, jej brat, są powodem,
Że król do Tower posłał lorda Hastings,
Skąd dzisiaj właśnie ma być wypuszczony?
Niema tu dla nas, niema bezpieczeństwa.
Clarence.  Tu go, jak myślę, niema dla nikogo,
Chyba dla krewnych królowej i posłów
Drepczących między mistress Shore a królem.
Czyś słyszał, z jaką lord Hastings pokorą
Musiał o swoją upraszać ją wolność?
Gloucest.  Pokornie czołem bijąc przed jej bóstwem,
Odzyskał wolność swoją lord szambelan.
Słuchaj, ja myślę, że jedyny sposób,
Jeśli królewskiej nie chcem stracić łaski,
Jest pójść w jej służbę i barwę jej nosić.
Ona, z zazdrosną podstarzałą wdową,
Odkąd pasował król je na szlachcianki,
W naszej monarchii potężną są parą.
Brakenb.  Raczcie przebaczyć, dostojni panowie,
Lecz król mi baczność pilną dać nakazał,
By z jego bratem, pod żadnym pozorem,
Nikt żadnej nie miał prywatnej rozmowy.
Gloucest.  Czy tak? To możesz, dobry Brakenbury,
Byleś chciał, w naszej rozmowie mieć udział;
Niema w niej zdrady. Mówimy, że mądry
Król i cnotliwy, że jego królowa
Dosyć jest letnia, ładna, nie zazdrosna,
Że żona Shora ma nogę prześliczną,