Gdy lica wszystkich przytomnych błyszczały
Jak liście drzewa łzami deszczu zlane:
Męskie me oko skromną łzą wzgardziło.
Lecz czego przeszłe nie zdołały smutki,
Dziś piękność twoja ślepi je łkaniami.
Nigdym nie prosił przyjaciół ni wrogów,
Język mój słodkich nie umiał słów cedzić,
Lecz dziś piękności twej palone żądzą
Dumne me serce do prośby się zniża.
Nie ucz pogardy swych ust, kształtowanych
Do pocałunków a nie do pogardy.
Jeśli twe serce nie może przebaczyć,
Mój miecz ci ostry w mściwe daję ręce,
I gdy chcesz, utop w tych wiernych go piersiach,
Wyrwij z nich duszę, która cię ubóstwia,
Nagie wystawiam na twój cios z radością,
O śmierć pokornie na kolanach proszę.
O nie, nie zwlekaj! Jam zabił Henryka,
Lecz moim bodźcem twoja była piękność.
Spiesz się! Młodego jam zabił Edwarda,
Lecz dłoń mą wiodła twoja twarz anielska.
O, podnieś miecz ten, lub mnie podnieś, błagam!
Anna. Wstań, obłudniku. Choć twej śmierci pragnę,
Nie chcę być twoim katem.
Gloucest. Więc mi rozkaż,
Bym się sam zabił, a będę posłuszny.
Anna. Już rozkazałam.
Gloucest. W twej wściekłości szale;
Lecz powtórz rozkaz, a ręka, co przódy,
Dla twej miłości, twą zabiła miłość,
Zabije teraz, dla twojej miłości,
Stokroć wierniejszą miłość, a ty droga,
Obu tych morderstw będziesz uczestniczką.
Anna. Jakbym chciała znać twe serce!