Szambel. To prawda. Tej nocy
Wspaniałą ucztę wydaje kardynał
Panom i paniom, a możesz mi wierzyć,
Że na pięknościach nie będzie tam zbywać.
Lovell. Ksiądz to prawdziwie duszy wielkomyślnej;
Jego prawica hojna jak ta ziemia,
Dobroci jego wszędzie spada rosa.
Szambel. A ktoby o nim mówić chciał inaczej,
Miałby zjadliwy język jak jaszczurka.
Sands. Łatwa mu hojność, bo ma czem szafować,
Skąpstwo byłoby gorsze od kacerstwa;
Szczodrość jest takich ludzi obowiązkiem;
Na wzór dla innych stoją tak wysoko.
Szambel. Tak, lecz niewielu wzór taki dziś daje.
Łódź moja czeka, a więc proszę z sobą,
Albo inaczej przybędziem za późno,
Czegobym nie chciał, bo jestem wybrany
Na komisarza z Henrykiem Guildfordem.
Sands. Jestem na twoje rozkazy, milordzie. (Wychodzą).
Guildford. Dostojne panie, kardynał was wita,
Wam i radości wieczór ten poświęca,
A ma nadzieję, że w tym pięknym roju
Żadna tu z sobą troski nie przyniosła.
On wszystkich pragnie natchnąć tu weselem,
Które znajdują zawsze dobrzy ludzie
W dobrem przyjęciu, dobrem towarzystwie,
I dobrem winie. (Wchodzą: lord Szambelan, lord Sands i sir Tomasz Lovell).
Milordzie, zbyt późno!
Myśl sama o tem pięknem zgromadzeniu
Skrzydłem mi była.