Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/274

Ta strona została przepisana.

Zdolny me wszystkie dzięki w sobie zamknąć,
Słów niepotrzebnych oszczędzić mi potok.
Wolsey.  Dzięki, milordzie! Ożyw twe sąsiadki!
Ta pani smutna. Panowie, kto winny?
Sands.  Czerwone wino musi wprzód wystąpić
Na twarz ich piękną, a w słów ich potopie
Nasze utoną.
Anna.  Gracz z ciebie nielada,
Lordzie Sands!
Sands.  Prawda, bylem do gry zasiadł.
Do ciebie, pani! Przyjmij, bo to zdrowie
Jest rzeczy —
Anna.  Której nie możesz pokazać.
Sands.  Czy nie mówiłem, że się rozgadają?

(Bębny i trąby za sceną; huk moździerzy).

Wolsey.  Cóż to?
Szambel.  Niech który z was zobaczyć śpieszy.

(Wychodzi sługa).

Wolsey.  Wojenna wrzawa, a to w jakim celu?
Bądźcie bez trwogi, panie; wojny prawa
Dają zupełne damom bezpieczeństwo. (Wraca sługa).
Szambel.  Co się to znaczy?
Sługa.  Grono cudzoziemców,
Wnosząc z pozoru, szlachetnego rodu,
Na ląd wysiada i do zamku śpieszy,
Niby poselstwo zagranicznych dworów.
Wolsey.  Idź ich pozdrowić, lordzie szambelanie,
Wszak jesteś biegłym w francuskim języku;
Przyjm ich uczciwie, wprowadź ich do sali,
Niech im zaświeci piękności tych słońce.
Część dworzan niechaj za orszak im służy.

(Wychodzi Szambelan z częścią dworzan, wszyscy wstają, służba wynosi stoły).

Przerwany bankiet, lecz naprawim stratę.
Dobrej strawności wszystkim teraz życzę,
Moich powitań pokrapiam was deszczem;
Witajcie wszyscy!

(Oboje. Wchodzi król Henryk, zamaskowany w kole dwunastu innych