Wsunął ten papier pod królewskie oczy.
Król Henr. Gdybym mógł myśleć, że duch jego teraz
Nad ziemię wzleciał w niebieskim zachwycie,
Nie chciałbym jego marzenia przerywać;
Lecz mi się zdaje, że myśl jego krąży
Niżej księżyca, a podobne sprawy
Niegodne takich głębokich zatopień.
Wolsey. Odpuść mi, Panie! Bóg z tobą, mój królu!
Król Henr. Jesteś, milordzie, pełny spraw niebieskich,
W twej myśli chowasz inwentarz łask Bożych,
Który zapewne teraz przebiegałeś.
Zaledwie krótką chwilę możesz ukraść
Duchownym rzeczom, aby ją poświęcić
Ziemskim rachunkom. Jesteś pod tym względem
Złym gospodarzem, choć się bardzo cieszę,
Że choć w tem jesteś moim towarzyszem.
Wolsey. Mam na duchowne swój czas obowiązki,
Jak na spełnienie spraw mi powierzonych
W królewskiej służbie; ma też i natura
Swoje potrzeby, prawem konieczności,
Ja też, najsłabszy ze słabych jej synów,
Muszę jej cząstkę chwil moich poświęcić.
Król Henr. Piękne to słowa!
Wolsey. Dołożę starania,
Byś zawsze, królu, w twych myślach kojarzył
Piękne me czyny z pięknemi słowami.
Król Henr. I znowu pięknie! Toć pod pewnym względem
Piękne mówienie pięknym jest uczynkiem;
A przecie słowa uczynkami nie są.
Ojciec mój mówił, że mu byłeś drogi
I słowa swoje uczynkami wieńczył;
I ja, od czasu, gdy zostałem królem,
Najbliżej mego serca cię chowałem,
Nietylko takie zwierzałem ci sprawy,
Z których obfite mogły zyski płynąć,
Lecz nieraz z tego, co moje, odjąłem,