Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/314

Ta strona została przepisana.

Niech twoje własne odpowie sumienie,
Słałeś do Rzymu, by drogę torować
Do twej wielkości na państwa ruinach.
I tysiąc innych, któremi, że twoje,
Że obrzydliwe, mych ust nie chcę kalać.
Szambel.  Nie bądź tak twardy dla padającego,
To cnota radzi. Wszystkie jego grzechy
Prawu należą, nie ty, ale prawo
Niechaj je skarci. Serce mi się ściska,
Patrząc na taką ruinę wielkości.
Surrey.  Ja mu przebaczam.
Suffolk.  Lordzie kardynale,
Króla jest wolą, gdy wszystkie czynności
Twoją legacką dokonane władzą
Pod praemunire padają przepisy,
Abyś właściwych trybunałów sądem
Utracił ziemie, zamki, ruchomości,
Był z pod królewskiej wyjęty opieki.
To ci oświadczyć odebrałem rozkaz.
Norfolk.  Teraz odchodzim, by ci nie przeszkadzać
W twych rozmyślaniach o poprawie życia.
Za upór w sprawie oddania pieczęci
Zapewne król ci wkrótce podziękuje.
Żegnamy, mały, dobry kardynale!

(Wychodzą wszyscy prócz Wolseya).

Wolsey.  Ja żegnam mało przychylności waszej.
Żegnaj na długo, ty moja wielkości!
To los człowieka: dziś puszcza obficie
Pięknych nadziei liście delikatne,
Jutro się jasnych kwiatów stroi szatą,
Ostry przymrozek trzeciego dnia chwyta,
I kiedy biedak, w spokojnem marzeniu,
Myśli, że owoc wielkości dojrzewa,
Kąsa mu korzeń — i — jak ja upada.
Jak na pęcherzach pływające chłopię,
Po morzu chwały długo się bujałem,
Aż tu znienacka, na głębiach bez gruntu,
Pęcherz mej dumy rozpękł się pode mną,