Griffith. Usnęła. Cicho! żeby jej nie zbudzić,
Usiądźmy przy niej; cicho Pacyencyo!
Katarz. Duchy pokoju, gdzie jesteście? Czemu
W moim mnie smutku samą zostawiacie?
Griffith. Jesteśmy, pani, tutaj.
Katarz. Nie was wołam.
Czy nikt tu nie był podczas snu mojego.?
Griffith. Nikt, pani.
Katarz. Jakto? Czyście nie widzieli
Niebieskich Posłów, na wieczny mnie bankiet
Zapraszających? Jasne ich oblicza
Rzucały na mnie promienie jak słońce.
Z obietnicami wielkiej szczęśliwości
Przynieśli wianki, których wiem, że jeszcze
Nie jestem godną, ale nią zostanę.
Griffith. Cieszę się pani, że sny tak urocze
Myśl twą kołyszą.
Katarz. Każ muzyce skończyć,
Jej tony zbyt są twarde i nieznośne.
Pacyenc. Czy widzisz nagłą w pani naszej zmianę?
Jak się wyciąga twarz jej! a jak blada!
Jak zimna! Spojrzyj tylko na jej oczy.
Griffith. Módlmy się, módlmy! Pani nasza kona.
Pacyenc. Pociesz ją, Boże! (Wchodzi posłaniec).